W listopadzie 2017 dopracowałam długoterminowy plan jak dopuścić do głosu serce. Pamiętam dyskusję w Kubryku z Esterą, moją przyjaciółką. Dlaczego uznałam, że należy to zrobić? Obserwując swoją codzienność na przestrzeni lat czy miesięcy doszłam do wniosku, że to co oferuje mi codzienność nie jest wachalarzem tych możliwości, które są wycelowane do mnie, do mojego potencjału- w konsekwencji pełni satysfakcji. Poznawałam ludzi, ale nie TYCH ludzi. Nie SWOICH ludzi. Tworzyły się ścieżki i wiązania NIE DLA MNIE. Wszystko wyglądało jak alternatywna rzeczywistość. Droga nie była zła, tylko w moim poczuciu NIE TA. Plan był drastyczny, ale nie za bardzo odczuwalny dla otoczenia. Rok 2018 minął wg kilku prostych założeń. Doma i Paula były wówczas dla mnie strażnikami planu. Tamten rok był dla nas niesamowity od pierwszych jego minut do samego końca. Wszystkie trzy dbałyśmy wzajemnie o smakowanie życia, wychodzenie ze strefy komfortu oraz o nadrzędny cel. Dobry serial.
Odwaga- recepta na życie
Po ostatnich miesiącach przeróżnych drastycznych doświadczeń podsumowuję, że w moim przypadku odwaga, której zasoby mam większe niż te, które wykorzystywałam są ściśle związane z intuicją. Odwaga to głos serca- intuicja. Dlaczego o tym wspominam? To najważniejszy czynnik, który wpłynął na to, że nadal będziemy mogli wspólnie przeżywać. Żyję.
Marta powiedziała mi kiedyś piękne zdanie. Nie do końca mu ufałam, ale czułam, że jest prawdziwe. “Decyzje zawsze podejmujemy emocjonalnie (z głosu serca), potem tylko racjonalizujemy i usprawiedliwiamy swoje wybory (głos umysłu)”. Wówczas tyczyło się to pracy. Dostałam świetną ofertę, można by pomyśleć idealną dla mnie, ale wcale nie chciałam się tego podjąć. Szersze otoczenie, gdyby znało szczegóły uznałoby to za głupią decyzję, że ofertynie przyjęłam. Nie ma mądrych i głupich decyzji są tylko te odpowiednie dla nas lub nie.
Po kilku ostatnich miesiącach, które prawdopodobnie zakończyły proces transformacji, która trwała łącznie z 2,5 roku mogę śmiało powiedzieć, że czekam na czas zbierania owoców swojego nowego JA. Czuję i wiem jak żyć.
Śniadanie na podłodze
Cofnijmy się do końca 28 listopada, który był pierwszym dniem kiedy zostałam “kaleką”. Psychicznie nastał dla mnie najtrudniejszy okres w życiu. Dorwała mnie rwa kulszowa- bardzo nietypowa. Zostałam zupełnie unieruchomiona. Mama, która przeszła rwę w przeszłości zapakowała się i przyjechała na weekend. Osoby które były wówczas przy mnie widziały ten koszmar. Z kobiety czynnej, niezależnej stałam się zupełnie uzależniona od Wsparcia moich Aniołków. Jest to niewyobrażalne uczucie, kiedy prosisz ludzi co 3 min by Ci coś podali, zaprowadzili na toaletę, pomogli założyć majtki, położyć się w łóżku, wstać, usiąść. Do tego zadbać o otoczenie. Jedzenie, czystość itd. Upokarzające. Nie byłam w stanie wyciągnąć nic z lodówki. Trasa 10 metrów była pokonywana przeze mnie w 1,5h. Pewnego ranka zostałam na 2h sama. Składniki do śniadania przygotowane na kuchennej ladzie. To był już drugi tydzień choroby. Na poprawę samopoczucia zrobiłam sobie piękne śniadanie. Chciałam sobie wynagrodzić ten czas, poczuć satysfakcję z podjętego wyzwania. Zachwianie równowagi spowodowało, że moja nagroda znalazła się na podłodze i była ucztą dla kota. Pękłam. Byłam głodna do obiadu we własnym domu.
Ogromnie dziękuję tym, którzy stawali na głowie by pozwolić mi zostać przy człowieczeństwie. Zadbali o potrzeby pierwszej kategorii. Dziękuję, że mną wytrzymaliście. Dziękuję!!! Dziękuję, że jesteście i pamiętajcie, że jestem dla Was!!! Przez ten czas stałam się bardzo wrażliwa na energię. Obecność nawet niektórych z Was była dla mnie uzdrawiająca. Jednak taki wniosek niesie za sobą drugą stronę medalu. Też stałam się wyczulona na to co dla mnie nieodpowiednie. Nie byłabym w stanie dojść nigdy do tego gdyby mój mózg nie był zajęty zajmowaniem się poprawną geometrią ciała, która pozwoliła zmniejszyć ból oraz poszukiwaniem wyższego sensu całej tej sytuacji.
Zagrożenie! Ludzie nie na miejscu
Odwiedziłam niekompetentnego lekarza, ale wiedziałam, że muszę mieć po prostu zwolnienie, leki przeciwzapalne i zrobione RTG. Lekarz mnie nawet nie zbadał. A gdy zadałam mu dodatkowe pytanie o kręgi szyjne, odpowiedział, że to nie jest podmiotem tej konsultacji lekarskiej. Kiedy człowiek jest nie na miejscu w swoim życiu zatruwa życie sobie i otoczeniu- stanowi zagrożenie, truje. Przez wizytę u lekarza wcale nie musi się okazać, że nasz stan będzie poprawiony. Na tamtem moment najlepszym wsparciem obdarzyła mnie Alicja. Bez względu na rodzaj wsparcia nic nie zamieni największej dawki wieszy jaką dostarcza obserwacja własnego organizmu. Zaciągałam języka bardzo szeroko na temat składów leków, dawek, grup leków, które są bardzo istotne w farmakoterapii. Z drugiej strony korzystałam z naturalnych środków na zmniejszenie stanu zapalnego organizmu. Wbrew trzem ortopedom, którzy mnie nie zbadali skorzystałam z fizjoterapii. Obserwowałam swoje ciało. Zmniejszałam systematycznie dawki leków na rzecz ćwiczeń. Wnikałam w odczuwanie geometrii układu kostnego, nerwowego i mięśniowego. Czułam co jest dla mnie dobre.
Piątek 13tego
Siedzisz kilka godzin na fotelu. Wszyscy na około są najmądrzejsi na świecie. Ciągle słuchasz tylko o tym co powinnaś jeść, zrobić, do jakiego lekarza się udać itd. Ten wyścig omnibusów zakończył się 13tego grudnia w piątek. Stało się oczywiste, że muszę udać się do mojej lekarki rodzinnej w Bydgoszczy, która wysłała mnie na październikową hospitalizację i badała mnie również po jej zakończeniu. Objawy były nietypowe. Nie związane z uciskiem kręgu na nerw, dyskopatii czy innych chorób, które można było zaobserwować przez badanie RTG. Silne nocne poty, przychodzące i odchodzące gorączki.
Cofnijmy się do środy 11tego grudnia. Rozmawiałam z przyjacielem Jerrym na temat podróży do Bydgoszczy. Podjęłam ten temat, gdyż czułam, że Jerry będzie chciał jechać podopiecznym Audi zamiast swoim autem. Nie miałam RACJONALNYCH argumentów na to by nie jechać Audi, po drugie co ja unieruchomiona baba miałam do gadania. W czwartek auto zostało zapakowane. Nie zdradzając planu wprowadziłam w dzienny plan 3h zapasu. Zacytuję dyskusję:
J: Zachowujesz się tak jakbyś sama chciała prowadzić ten samochód.
M: No tak. Jestem zestresowana. Wiem, że nie lubisz tego auta a po drugie czuje, że połączenie Ciebie z tym autem, w tym momencie nie wróży nic dobrego.
Zjeżdżamy z autostrady. We Wiągu przystanek na stacji benzynowej. Po nastu minutach, które spożytkowałam na toaletę, Jerry mi oznajmia, że warto chyba czasem posłuchać mojej intuicji. Ocenzoruję pytanie, które mu zadałam. Jerry zalał ponad 50l benzyny do diesla. “A nie mówiłam?”- wcale nie poprawiłoby mojego humoru. 2,5h spędziliśmy na stacji.
Wizyta u lekarza wisiała na włosku. Za mną miał wejść mój brat. Lekarka jest znana z tego, że jest bardzo skrupulatna i zwykle pacjenci mają wydłużone konsultacje. Po 1,5 h opóźnienia względem planowanej wizyty zamieniłam się miejscami z Markiem. Weszłam po nim. I tak nie uniknęłam konfliktu w poczekalni. Panie zatkało, kiedy powiedziałam, że to mój Brat a lekarka wezwała mnie jednocześnie z nim do gabinetu. Zostałam wysłuchana, jednak brakowało mi poczucia współpracy i odpowiedzi na moje obserwacje i pomysły. Dr Bojanowska wystawiła mi skierowanie do szpitala w Bydgoszczy na internę/neurologię dodając, że jak nie pójdę to zajdę się w czarnym pudełku. Wysłuchała szmer nad sercem. Poryczałam się z bólu, z niemocy, z bierności, z braku argumentów do walki. Wymusiłam wypisanie skierowania otwartego tak bym mogła pójść do szpitala gdziekolwiek. Wizyta w domu na obiedzie nie należała do najłatwiejszych. Ja zalana łzami a w tle cicha wojna. Po jednej stronie rodzice uznający autorytet lekarki, śmierć i ból a po drugiej mój bunt i intuicja. Wiedziałam, z nieznanego źródła, że nie mogę zostać w Bydgoszczy. Pobyt w szpitalu w stanie, gdzie nie mogę sama wstać z łóżka i skorzystać z toalety wprowadza pogorszenie siły psychicznej również odpowiedzialnej za stan fizyczny. Czułam jak muszę postąpić. Poranne wydarzenia związane z transportem tylko potwierdzały słuszność dopuszczenia do głosu intuicji. Ten moment zmienił wszystko.
W weekend po ostrych rozmowach z Mamą, zawarłyśmy pakt, że dam sobie 4 dni na poprawienie swojego stanu oraz próbę diagnozy. Maksymalnie w środę był plan, że udam się do szpitala. Wykupiłam dostęp do Luxmedu. Umówiłam się na poniedziałek do Kardiologa, Neurologa, Ginekologa, Internisty. Zrobiłam badanie moczu i krwii wraz ze wskazaniem odpowiednich wskaźników np. CRP, D-Dimery. Koniec dnia zamknął rezonans magnetyczny odcinka lędźwiowego. Niedzielna wizyta u fizjoterapeutki oraz RM spowodowały, że stałam się niezależna w wyżej wspomnianych przeciwnościach ruchowych. Czułam, że postępuje zgodnie ze sobą, że jest to odpowiednia droga. Trafiłam na kompetentną kardiolog i echokardiolog. We wtorek miałam wszystkie wyniki. Pani kardiolog zaprosiła mnie do swojego biura. Po wnikliwej, zrównoważonej dyskusji na temat historii mojej choroby zostałam skierowana do UCK w Gdańsku na Oddział Kardiologiczny z rozpoznaniem IZW- zapalenia mięśnia sercowego. Spakowałam się. Zjadłam obiad wg własnego kaprysu i pojechaliśmy z Jerrym do szpitala około godziny 16tej. Był wtorek. Czułam spokój.
Kiedy człowiek jest nie na miejscu w swoim życiu zatruwa życie sobie i otoczeniu- stanowi zagrożenie, truje.
Dawno nie czytałam tak mądrych słów.
Dziękuję.
Dziękuję za ten tekst.