Zaplanowane nieplanowane
Wzornictwo przemysłowe jako kierunek był jedynie opcją awaryjną, która ostatecznie daje mi do dziś największe możliwości rozwoju zawodowego. Przed studiami zadałam sobie pytanie: “Jak chcę pracować?” Pod pytaniem “Jak?” mieściło się wiele pytań, które mogą posłużyć za założenia. Trzeba je było dobrze wyselekcjonować. Tak na dobre scementowałam plany zawodowe właśnie podczas studiów. Za cel nadrzędny obrałam daleko sięgając plan posiadania własnego przedsiębiorstwa w oparciu o własną wizję i wartości. Zbierałam kompetencje lub minimalną nawet wiedzę by w przyszłości móc dobrać zespół najlepszych z najlepszych.
Prywatna refleksja:
Jeśli jesteś na dobrej drodze, to los będzie cię w tym utwierdzał a jednocześnie testował czy jesteś tego pewien.
Studiowanie Wzornictwa Przemysłowego rozwijało mój sposób myślenia w przestrzeni projektowej. Porównałabym go do sfery, która jest pełna różnych perspektyw. Obejmuje procesy w sposób nieliniowy, poszerzając świadomość. Zajęcia podczas pierwszego roku wywarły na mnie największy wpływ. Bionika, która uczyła pokory wobec natury jako najlepszego projektanta. Tworzyliśmy nowe materiały, badaliśmy ich wzajemną interakcję. Rozwiązania zaczerpnięte z zadania semestralnego zaaplikowałam do mini kolekcji, którą wykonałam spontanicznie w ciągu dwóch tygodni na pokaz podczas “Zakończenia lata” w Bydgoszczy. Presja czasu spowodowała, że działania twórcze miały swoje źródło w sercu. Przyświecały mi trzy hasła: awangarda, innowacja, funkcjonalność. “Zosia Samosia” czuła, że odniosła mały sukces własnymi rękami i małym budżetem. Utwierdziłam się w przekonaniu, że projektowanie odzieży to kierunek w którym chcę się rozwijać. Wygrały emocje.
Podczas studiów pracowałam wielokrotnie na backstage podczas Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Ukończyłam także dwuletnie studium Projektowania i Konfekcjonowania Odzieży w Toruniu z tytułem Technika Technologii Odzieży. Usystematyzowałam wiedzę dotyczącą konstrukcji, szycia, materiałoznawstwa oraz systemów produkcji. Przez te lata wysyłałam prace na wiele konkursów. One mnie wychowały (Off Fashion, Fashion Designers Awards, Project Runway). Doskwierał mi w tamtym czasie brak mentora, kogoś kogo darzyłabym wystarczającym autorytetem by z pokorą czerpać wiedzę na temat projektowania odzieży. Po uczestnictwie w programie “Project Runway” dużo się zmieniło. Po pokazie autorskiej kolekcji w “Phobia” w hotelu Słoneczny Młyn otworzyłam pracownię na bydgoskiej starówce. Mimo rozciągającej się listy zamówień, poczucia spełnienia marzenia nie czułam na co dzień szczęścia i radości. Byłam zmęczona. To mnie przerosło.
Trampolina
Wskakując na trampolinę po raz pierwszy ciężko zapanować nad trajektorią lotu, a odbić się wysoko i upaść poza nią jest łatwo.
Zdecydowałam o zamknięciu interesu. Doszłam do wniosku, że chcę dojrzeć przede wszystkim jako człowiek. Zaaplikowałam do LPP, największej firmy odzieżowej w Polsce. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej zapytano mnie czy nie chciałabym pracować w marce premium. W ten sposób po kilku miesiącach zaczynaliśmy w małym zespole pracę nad wprowadzeniem na rynek polski marki Tallinder. W tym momencie wiedziałam, że nie pływam już po jeziorze a po morzu. Po niespełna dwóch latach zespół został rozbity i miałam swoje miejsce w marce RESERVED. Spędziłam tam pół roku i wiedziałam, że to nie miejsce dla mnie. Marzyłam o wykorzystywaniu swojej wiedzy z większym rozmachem i większą odpowiedzialnością. Miałam wizję pracy z manekinem, z tkaninami, by te projekty mogły żyć tak jak zwykle to robiłam w przypadku swoich kolekcji lub szycia miarowego. Łącznie 3 lata zajął mi etap pokornej nauki by na nowo odezwał się we mnie wspomniany wyżej obraz sposobu pracy. W imię swoich wartości poszukałam nowej pracy.
Jedwabiście
W polskiej Marce PATRIZIA ARYTON pracuję blisko 3 lata. Pierwsza kolekcja z moim udziałem ukazała się w sklepach na wiosnę 2017 roku. Praca w małej rodzinnej firmie usytuowanej wśród jezior na Kaszubach to zupełnie inna bajka. Odetchnęłam móc wykorzystywać swoje doświadczenia nawet w imię drastycznie dużo większej odpowiedzialności. Mimo stresu było to dla mnie ekscytujące wyzwanie. Jestem usatysfakcjonowana. Projektowanie odzieży w marce, która ma swojego klienta, swoją wizję oraz swoich żywych strażników, jest moim zdaniem efektywniejsze i bardziej autentyczne niż w marce dostosowującej się do wszystkich tabel w excelu – co jest niemożliwe. Projektuję pod założenia stylu marki, pod wizję marki, pod klienta z którym mogę w każdej chwili porozmawiać. Pod potrzeby kobiet, które pracują, odpoczywają w podobny sposób. Mają ze sobą wiele cech wspólnych, a jednocześnie – jak to kobiety – potrafią zaskoczyć. Kobiety, które pracują nad kolekcją lubią i chcą zaskoczyć siebie wzajemnie a później również klientkę. Człowiek opakowany w odzież ŻYJE. Ma humory, pobudki i swoje fanaberie. Swoją drogą to wyższa szkoła wróżbiarstwa by jeszcze przewidzieć te rzeczy na rok do przodu. To już się wiąże z wyczuciem, z silną pracą zespołową.
Artykuł ukazał się na łamach magazynu Uniwersytetu Technologiczno- Przyrodniczego „Format”
Świadomość rodzi odpowiedzialność
Sporo się dyskutuje na temat zmian w środowisku naturalnym oraz odpowiedzialności projektanta za to co wytwarza i wprowadza do środowiska, na rynek. Jest to dla mnie temat bulwersujący i na pewno taki nad którym powinniśmy się wszyscy pochylić. Ogromne znaczenie w tej układance mają pieniądze, biznes i wyznawane przez ludzi wartości. Bo to odpowiedzialność zbiorowa, kiedy projektant zatrudniony w firmie wykonuje swoją pracę pod wskazane mu założenia rynkowe, target, wizję. W obecnych czasach jesteśmy zobowiązani do ponoszenia odpowiedzialności za to jak żyjemy. Bez wyjątku wszyscy jesteśmy projektantami. Nie mamy miejsca już na kolejne “ładne”. Czas na “mądre”. Wspomina o tym Victor Papanek w książce “Dizajn dla realnego świata”. Pozycja napisana w latach 60-tych. Lektura dla każdego. To wszystko brzmi jak hipokryzja w przypadku branży odzieżowej. Niezaprzeczalnie. Im większą mam świadomość, tym bardziej jestem zbuntowana przeciw aktualnym systemom
. Moje plany i marzenia są związane z tym, by zwiększyć uważność społeczeństwa na to, co kupuje i jaki wpływ ma na środowisko nowy zakup. Pamiętajmy, że do produkcji tego t-shirtu, który nie nadaje się do użytku po kilku praniach i kosztuje 19,90 zł zużywa się ponad 2 tysiące litrów wody.
Człowiek jest opakowany. Ty też. Decyduj.